— A nie mylisz się?
— Czyż nie w dzisz tych drobnych śladów gnoju wielbłądziego? Były tu wielbłądy, a zatem i ludzie, a gdzie zdala od dróg karawanowych są ślady ludzkie, tam musi znajdować się woda. Kopmy! Zresztą, gdybym się tu znalazł nawet sam, bez wielbłąda, poznałbym, że w tej kotlinie woda być musi, bo ukształtowanie terenu wyraźnie na to wskazuje.
Uklękliśmy, ażeby piasek uprzątnąć; nie był zbity, to też praca ośmiu silnych rąk postępowała raźno. W głębokości trzech stóp było już wilgotno, potem natrafiliśmy na skórę, a raczej kilka skór gazelich, razem zeszytych. Kiedyśmy je usunęli, ujrzeliśmy o łokieć głębiej czystą wodę. Kilka patyków, położonych nad otworem, podtrzymywało skórzane nakrycie.
— Chwała i dzięki Allahowi! — zawołał Selim. — Jest świeża woda. Napijmy się po skwarze dziennym, abyśmy sił nabrali!
— Stać! — zawołałem. — Najpierw napije się ten, kto tę wodę odkrył.
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
68