Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

jaczył na wschodzie, byłem wprawdzie fizycznie znużony, lecz duchowo tak rzeźki, jak wczoraj, kiedy wyruszyłem z nad studni. Oznaczyłem południe jako termin powrotu, więc nie potrzebowałem się śpieszyć. To też pozwoliłem wielbłądowi kroczyć powoli i cieszyłem się dokładnością, z którą jechałem w nocy swoim własnym tropem.
Mogło być koło dziewiątej rano, kiedy zobaczyłem przed sobą łańcuch pagórków. Wkrótce rozpoznałem też trzy wzgórza, za któremi leżała ukryta studnia. Co się tam mogło dziać? Mimowoli popędziłem wielbłąda, zaraz jednak zatrzymałem go tak silnie, że odrazu stanął. Coś się tam stało — to pewne! Oto ujrzałem po lewej stronie szeroki trop, który niknął za trzema wzgórzami, a potem wysunął się znowu na prawo i szedł dalej ku północnemu wschodowi. Szerokość tropu wskazywała na to, że jeźdźców musiało być kilku.
Ruszyłem znowu naprzód, położyłem strzelbę wpoprzek siodła, a w rękę wziąłem rewolwer. Objechawszy lewy pagórek,

80