go w pustyni? Ja się wprawdzie nie boję, ale może lepiej będzie, jeżeli siądę za tobą i razem z tobą pojadę?
— Dobrze, — odrzekłem złośliwie — ale zapowiadam ci zgóry, że wjadę w sam środek nieprzyjaciół i nie cofnę się przed ranami, a choćby i śmiercią, byle tylko towarzyszów ocalić. Wrogowie będą się bronili.
Selim namyślał się chwilkę i rzekł:
— I ja nie lękam się ani ran, ani śmierci, ale wobec tego, że wielbłąd, dźwigając mnie i ciebie, nie będzie mógł biec dosyć prędko, i nieprzyjaciele gotowi ci umknąć, jedź już sam, byle prędzej, ja zaś za tobą nadejdę, jak tylko będę mógł najrychlej.
— Dobrze! — roześmiałem się. — Jesteś rzeczywiście niepoprawny. Trzymaj przynajmniej broń wpogotowiu, bo tu są lwy i pantery.
Usadowiłem się wygodnie; odjeżdżając, usłyszałem, jak krzyczał za mną:
— Lwy i pantery! Allah kerihm! Boże bądź mi miłościw! Ja się bynajmniej nie lękam, ale ze zwierzętami, które nocą
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
94