Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

dostarczy wspaniałej rozrywki. Spójrz na niego! Jest to wprawdzie tylko nieczysty, odrażający chrześcijanin, ale...
— Toż to Kara Ben Nemzi effendi! — przerwał mu głosem przerażonym ochmistrz.
Sefir, chcąc mu pokazać moją twarz, zdjął mi opaskę z oczu i nachylił do mnie lampę.
— Czy znasz go? — zapytał znagła.
— Tak.
— Skąd?
— Spotkałem go w khanie, gdzie wciągnął mnie w kłótnię.
— Możecie więc tutaj dalej się kłócić. Macie ku temu sposobność i przez sześć czy siedem godzin nikt wam przeszkadzać nie będzie. Czy znałeś go przedtem?
— Nie. Ale on zna was.
— Skąd wiesz o tem?
— Przecież mnie ostrzegał przed wami.
— Jakto?
— Powiedział mi, że czatujecie na karwan-i-Piszkhidmet baszi.
— Maszallah! Jak to możliwe, iżby o tem wiedział? Powiedz, jak się tego dowiedziałeś i kto ci o tem doniósł?
To pytanie zwrócił do mnie. Ciemne jego