Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

— Zaproponował ci, abyś się do niego przyłączył?
— Nie; o to ja go poprosiłem!
— Tego pragnął!
— Oczywiście! Niestety, nie podejrzewałem niczego! Wyjechał naprzód, aby zaczekać na nas za miastem, potem pojechaliśmy za nim. Gdyśmy się zetknęli, objął kierownictwo.
— A więc miałem go za ostrożniejszego, niż jest w istocie. Sądziłem, że postara się o alibi.
— Alibi? Co to jest?
Rer mathra[1], dowód, że oskarżony znajdował się w czasie przestępstwa w innem miejscu, niż to, gdzie przestępstwo się odbyło. Sądziłem, że pozostanie u namiestnika w Hilleh, i poleci tak zwanym Solaib-Arabom napaść na was. Wtedy mógłby dowieść, że nie był przy tem.
— Dlaczego używasz słowa „tak zwani“?
— Bo ci ludzie to żadni uczciwi Solaib — lecz zbójeccy Ghasai-Beduini.

— Allah! Właśnie dlatego, że podał ich za Solaibów, miałem takie zaufanie, gdyż wiem oddawna, że członkowie tego plemienia odznaczają się wielką wojenną sprawnością.

  1. Gdzie indziej.