norze, lecz wyżebrałeś je, zlizując plwociny swego pana, jak miód. My natomiast jesteśmy wolni i niezależni. Robimy, co nam się podoba, i zginamy swe karki tylko przed Allahem, nigdy zaś przed żadnym z jego stworów, nawet wtedy, gdy ten każe się nazywać „władcą świata“. Kto zatem jest wyższy — ty, czy my? I komu należy się pogarda, która uraziła nasze uszy, — nam, czy tobie?
Mały, odważny zuch wyrzucił z siebie tę karcącą mowę z taką szybkością, że niepodobna było go zatrzymać; atoli, gdy zrobił pauzę, by złapać tchu, najwyższy ochmistrz wyrwał sztylet z za pasa i krzyknął wściekle:
— Milcz, psie! Jeżeli jeszcze jedno słowo powiesz, przebiję cię sztyletem albo każę dać baty, że ci skóra odskoczy!
Również ludzie jego przybrali groźną postawę; Hadżi jednak ani myślał spuszczać z tonu. Wskazał na mnie — trzymałem sztuciec wpogotowiu — i rozpoczął z głośnym śmiechem:
— Coś ty powiedział? Mnie przebić? Spójrz na mego effendiego! Zanim zamierzysz się swym sztyletem, jego kula przewierci ci brzuch. Mnie dać baty? Czy masz szpicrutę? Nie widzę żadnej! Spójrz, przy moim boku zato zawsze wisi kurbacz
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/13
Ta strona została skorygowana.