Ten mały nazywa się Hadżi Halef Omar i jest szeikiem Haddedihnów...
— Czem są Haddedihnowie? Sunnici?
— Tak.
— A więc Allah ich i jego przeklnie i wyniszczy! Jak mógł przestąpić próg tego khanu, który został zbudowany wyłącznie dla wyznawców świętej Szyi? Skoro tylko pójdzie precz trzeba będzie to miejsce oczyścić z jego smrodu.
— Allah, Wallah! Smród drugiego jest o wiele jeszcze gorszy!
— Jak to?
— Bo nie jest ani sunnitą, ani szyitą, i wogóle żadnym muzułmaninem.
— Czem więc? Czyżby przeklętym jehudim[1]?
— Nie, ale jeszcze gorzej, bo jest niewiernym nazranim[2]?
— Nazrani? — pochwycił Pers. — Czy to możliwe? Czy to do pomyślenia? Czy widziano kiedy tak straszliwe zbrukanie świętej drogi pielgrzymów? Co robić? Opamiętajcie się, ludzie! Bestja jest między nami, potwór ziejący ohydą! Rzućcie się na tego łotra, wynieście go precz, żywego lub martwego, poza wrota!
Halef znowu ujął szpicrutę i chciał zerwać