samym stopniu urosło jego zafrasowanie i nie wiedział, co i jak począć. Wzbudziło to we mnie współczucie dla tego łagodnego, spokojnego człowieka. Zabrałem więc głos, zwracając się do niego:
— Podejdź bliżej do mnie, khandżi! Dotychczas słuchałeś innych, powinieneś więc poznać i nasze zdanie. Ale bądź grzeczny, inaczej broń nasza zostanie puszczona w ruch!
Miał takiego stracha, że o parę jedynie roków postąpił naprzód.
— Czy ten khan istotnie jest tylko dla wyznaców Szyi? — zapytałem.
— Tak — skinął.
— Dla innowierców jest zakazany?
— Tak.
— Czy jesteś szyitą?
— Nie.
— A twoi żołnierze?
— Też nie.
— Jednakże przebywacie tutaj? I to jako urzędnicy? Także i Obeida, który nas oskarżył, nie jest szyitą. Szanuję prawo, spodziewam się jednak, że inni je też uszanują. Jeżeli ten khan jest tylko dla szyitów, to wszyscy, którzy nimi nie są, muszą go natychmiast i na zawsze
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/23
Ta strona została skorygowana.