— Ciebie? Oczywiście! Okazałeś mi najwyższe dokumenty, dzięki którym poznałem cię tak dobrze, jakgdybym — wybacz mą śmiałość — od młodości przebywał w twojem towarzystwie.
— A więc uwierzysz moim słowom?
— Jak moim własnym!
— Dobrze, zapewniam cię więc, że ten mirza jest doprawdy tym, za kogo się podaje, i proszę cię, abyś mu pozwolił zabawić w khanie, jak długo mu się spodoba!
— Rzekłeś, i tak się stanie, effendi!
— Maszallah! — krzyknął Halef. — Potwierdzasz obrazy, jakiemi nas uraczono, tą swoją wielką nieuzasadnioną dobrocią. Jak możesz pozbawić mnie przyjemności pokazania tym dwunastu osobnikom, że my dwaj, ty i ja, znaczymy o wiele więcej, niż oni wszyscy razem wzięci?
Odpowiedziałem mu tylko skinieniem na Persów i odrazu mnie zrozumniał. Oszołomiona mina ochmistrza sprawiła mi o wiele więcej przyjemności, niż ewentualne wykonanie zamiarów Halefa.
Piszkhidmet-baszi wlepił we mnie oczy i wybełkotał, kiwając głową:
— Allah akbar! — Bóg jest wielki! Jakże wielkie jest moje zdumienie!
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/30
Ta strona została skorygowana.