Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

— Nad czem? — zagadnął Halef ze śmiechem.
— Że chrześcijanin, niewierny, który widzi dzisiaj mnie po raz pierwszy, ośmiela się stwierdzać, że jestem odblaskiem Władcy!
— Jeżeli sądzisz, że to śmiałość, to jesteś w błędzie. Odblask ten jest na tobie tak bardzo wyraźny, że omyłka byłaby zupełnie wykluczona. Twoja twarz promienieje swą całą pełnią, i widzimy teraz, że jesteś zbyt mądry i wzniosły, abyśmy mogli powiedzieć ci to, co chcieliśmy ci donieść.
— Donieść? Mnie? Jak to rozumiesz?
— Że grozi wam wielkie niebezpieczeństwo, o którem nie mógłbyś nabrać pojęcia, gdybyś nie posiadał jasnowidzącej przenikliwości.
Pers musiał nareszcie wyczuć tkwiącą w tych słowach ironję. Ponieważ chodziło o przestrogę, udał, że ironji nie dostrzega, i wypytywał dalej:
— Mówisz o niebezpieczeństwie. Czy sądzisz, że coś nam grozi?
— Oczywiście! Powiedziałem wyraźnie, że grozi wam niebezpieczeństwo. Gdyby odnosiło się do nas, nie byłbym wspomniał ni słowem, bowiem niebezpieczeństwo jest powietrzem; którem oddychamy, i wodą, którą codziennie się pokrzepiamy. Kochamy niebezpieczeństwo i bez