ności i uznania. Ku memu zdumieniu, musiałem stwierdzić, że się pomyliłem. Gdy Hadżi zamilkł, ochmistrz popatrzył badawczo to na niego, to na mnie, wybuchnął krótkim, kpiącym śmiechem i rzekł:
— Abarak Allah! — Chwała Bogu za to, że stworzył tak miłych i dobrych ludzi, jak wy! Jestem w najwyższym stopniu zdziwiony tem, że istnieją tak wspaniali, tak niezrównani ludzie! Patrzyliśmy na was zupełnie inaczej, tylko nie jak na przyjaciół, i w odpowiedzi na to troszczycie się o nasze dobro, o naszą całość! Miłością i dobrodziejstwem ociekają wasze wargi! Jest to możliwe tylko dlatego, że jeden z was jest chrześcijaninem, któremu wiara jego, jak słyszałem, nakazuje miłować swych wrogów. Tą nadludzką wiarą zawsze gardziłem i gardzę każdym, kto do niej należy. Macie więc do wyboru między moją pogardą a moim śmiechem; sądzę, że śmiech bardziej wam odpowiada. Bo śmieszne jest w najwyższym stopniu żądać ode mnie, abym wierzył temu, co przed chwilą powiedzieliście.
— Wątpisz o tem, co mówiłem w sprawie rabusiów? — zawołał Halef rozgniewany.
— O tem nie, wcale nie, ale osoby rabusiów
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/34
Ta strona została skorygowana.