Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

ności? Jest to plama, której żadnem myciem zmazać nie można!
— Kochany Halefie, widzę się zmuszonym powtórzyć dokładnie to samo, coś ty przed chwilą wytoczył przeciwko mnie: mowa twoja brzmi tak, jak gdybyś miał najsłuszniejsze prawo mówić do mnie w ten sposób!
— Bo to prawda, effendi, święta prawda!
— Nie!
— Proszę cię bez kłótni, zaufaj mi tym razem! Żądam i wymagam, jako dowodu twej przyjaźni, abyś mi pozwolił wyśledzić, co za ludzie są tam, przy ogniu!
Co mogłem przeciwstawić takim naleganiom? Czułem, że obowiązkiem moim jest odrzucić jego prośbę, gdyż znałem go za dobrze, aby bez skrupułów pozwolić mu pójść na zwiady. Jednakże nie czułem się na siłach odmówić jego życzeniu, wiedząc jaką mu to sprawi boleść. Wykorzystał moją chwiejność, aby odkryć swój najmocniejszy atut.
— Powiadam ci sihdi, że będę uważał za obrazę, jeżeli i tym razem, jak już wielokrotnie przedtem, zechcesz traktować mnie jak chłopca, który jest do niczego! Czy ja, najwyższy szeik Haddedihnów z wielkiego plemienia Szammar