wiedziałeś, że idziesz i natychmiast wracasz — do tego nie potrzeba ci broni ani szpicruty. Żeby jednak, na wypadek nieprzewidziany i ostateczny, być gotowym do samoobrony zabierasz z sobą nóż. To dosyć.
— Dosyć! A jeżeli mnie obskoczy dwudziestu albo trzydziestu chłopów — wylamentował.
— To się nie powinno stać,
— A jeżeli się stanie?
— Ach, tak! Widzę, że nie wolno mi cię puścić, skoro już teraz, zanim zrobiłeś krok, mówisz o dwudziestu albo trzydziestu chłopach, z którymi masz nadzieję się zmagać!
— Stój! Zgadzam się! Zostawię nawet nóż, jeśli tego zażądasz!
— Zachowaj go. Teraz musimy się rozejrzeć za schroniskiem dla koni.
— Poco?
— Żeby ich nikt nie mógł znaleźć, gdyby nas ścigano.
— Przecież zostajesz tutaj!
— Tak właściwie powinno być, ale mam w rażenie, że będę zmuszony je opuścić, aby udać się za tobą.
— To wrażenie myli cię, sihdi.
— Miejmy nadzieję! Jestem jednak ostrożny,
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/52
Ta strona została skorygowana.