jak było umówione, ruszyliśmy w drogę powrotną. Blask ogniska był widoczny i stąd, ale tylko dlatego, że byliśmy już o niem uprzedzeni.
— Potrzeba ci około pół godziny, aby dotrzeć do ogniska — rzekłem. — Drogę powrotną zrobisz na pewno prędzej. Liczę więc razem na całą wyprawę, półtory godziny, najwyżej! Rozumiesz? Musimy stanąć u ruin przed przybyciem Persów, zatem czas ten jest prawdziwą wiecznością. Więcej nie mogę ci udzielić!
— Nie trzeba mi tak dużo!
— A jednak! Musisz czołgać się ostrożnie — to wymaga czasu. Parę chwil musisz zabawić tam, chociaż zabraniam ci posuwać się daleko, aby ludzi nie płoszyć. To byłoby dla ciebie zbyt niebezpieczne.
— Dlaczego dla mnie? Jestem przekonany, że zrobię to równie dobrze, jak ty.
— Słuchaj, nie zmuszaj mnie w ostatniej chwili do zatrzymania cię w miejscu! Wiesz co, myślę, a wykazujesz pewność siebie, która mnie niepokoi!
— O, sihdi, jakże mi trudno porozumieć się z tobą! Czego jeszcze zażądasz odemnie!
— Niewiele. Czy przyrzekasz mi być tak ostrożnym, jak sobie tego życzę?
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/54
Ta strona została skorygowana.