Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

lef. — Nie łudź się co do mego posłuszeństwa Mówię ci to wszystko dlatego tylko, że mi się tak podoba, a nie przez pokorność wobec ciebie, czy innych ludzi. A effendi, którego oczekujemy, będzie się wystrzegał wypuszczenia z rąk tego, co nam dostarczyć powinien do Burdż Awaineh!
— Mówisz jak niedoświadczony, ślepy chłopiec, który nie widzi, co go czeka. Nie dojdziecie wcale do Burdż Awaineh, my was tam wyprzedzimy, i waszego wspólnika przyjmiemy w taki sposób, że nie ośmieli się już nigdy obrażać prawowiernych mieszkańców tej okolicy swoją niewierną obecnością. Koni i broni w rodzaju waszych nie puszcza się z rąk, kiedy się je raz widziało.
— A więc mam cię zaliczyć do gatunku ludzi, których nazywają złodziejami albo rabusiami?
— Tak, jeżeli masz ochotę! — roześmiał się Peder. — Nie masz wogóle pojęcia... ach, patrzcie, chrześcijanin się rusza! Jego zgubiona dusza zdaje się wracać do niego, aby się od nas dowiedzieć, że ją niezadługo poślemy do piekła.
Moje oczy nie były jeszcze wolne od piasku, ale mogłem już otwierać je na krótkie mgnienia; uważałem, że nastąpił czas, kiedy powinienem dać oznaki życia. Gdy Peder to zauważył, rozniecił