ogień, aby się dokładnie przyjrzeć mojej twarzy, i przemówił do mnie drwiąco:
— Bądź pozdrowiony, o dzielny bohaterze cegieł, które wygrzebywać chcecie w Burdż Awaineh! Twoje przebudzenie się cieszy moją duszę i koi moją boleść, którą odczułem, biorąc cię za martwego. Mam ogromną chęć tu nad Eufratem odpłacić wam za tę przyjaźń, jaką okazaliście mi nad Tygrysem. Sprawi mi prawdziwą rozkosz, kiedy batem wpiję się w twe ciało i kiedy usłyszę wycie męki i bólu, z którem pójdziecie do piekła!
Przemilczenie mogło ujść za oznakę strachu, dlatego odpowiedziałem krótkim, pogardliwym śmiechem.
— Nie śmiej się, psie! — wrzasnął wściekle. — Zdajesz się nie wiedzieć, gdzie i przed kim się znajdujesz. Otwórz oczy i przyjrzyj się mnie Czy znasz mnie?
Spojrzałem nań i znów się roześmiałem.
— Oby cię Allah zabił! Poznałeś mnie i ciągle się śmiejesz! Powiadam ci, że ta twoja wymuszona wesołość zamieni się zaraz w lament rozpaczy! Nie masz pojęcia o losie, jaki cię czeka!
— Mego losu nie znam istotnie, bo leży w ręku Allaha; ale zato wiem, jaki będzie twój los, bo ja będę o nim stanowił, — odrzekłem.
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/76
Ta strona została skorygowana.