Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

— Tak — odrzekłem również szeptem.
— Czy jesteś na mnie zły?
— Jak lew!
— To uspokaja moje serce, bo nie mówiłem jeszcze z żadnym lwem, któryby mi oświadczył, że jest na mnie zły. Mogę ci tylko powtórzyć, że nie ponoszę żadnej winy w naszem nieszczęściu. Spadło to na mnie tak niespodziewanie, kiedy obruszył się pode mną piasek, który, utraciwszy równowagę, poleciał wdół, ciągnąc za sobą zrazu moje nogi, potem całe ciało. Powiadam ci, te Persy, czy jak ich tam, byli w pierwszej chwili niemniej ogłuszeni, niż ja!
— Czy nie mogłeś wykorzystać ich oszołomienia?
— Do czego?
— Aby szybko odskoczyć i uciec?
— O, sihdi, jak niezwykłe myśli miewasz czasami! Po pierwsze, prawa kismetu głoszą, że padanie jest zawsze szybsze niż uskakiwanie, jest sam nieraz doświadczyłeś. Po drugie, droga moja z góry nadół była dłuższa, niż droga od nich do mnie, którzy poprostu siedzieli na miejscu, moje więc oszołomienie trwało dłużej. Po trzecie, leżałem pod całą górą piasku a oni nie. Po czwarte, miałem tylko dwie nogi do ucieczki,