Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

głowę, że powziąłem decyzję, zanim jeszcze któryś z wioślarzy pochylił się nad nami, i szepnąłem Halefowi:

— Bądź spokojny — wydostanę cię!

Potem dźwignąłem się i przewaliłem poza krawędź łódki do wody. Nurty zwarły się nade mną, jednakże doleciał mnie jeszcze podwójny okrzyk.
Mój skok wytrącił, oczywiście, łódkę z równowagi. Budowana jak okrągły kosz, musiała się zakręcić w kółko, zatem wioślarze winni byli całą swoją uwagę skierować na to, aby jej przywrócić równowagę. Dzięki temu wygrałem trochę czasu, którego nie omieszkałem obrócić na swoją korzyść.
Byliśmy na zakręcie rzeki, wpobliżu prawego brzegu i zadaniem mojem było dosięgnąć go jak najprędzej. Prawa ręka wystarczała mi do pływania. Gdy się zanurzyłem, przybrałem przy pomocy kilku bocznych rzutów odpowiednią pozycję, i wynurzyłem się dopiero wtedy, kiedy mi zabrakło tchu. Ujrzałem łódkę-plecionkę, kołyszącą się jak bezkształtny przedmiot w trzydziestu kroków ode mnie. Wynurzałem się parokrotnie, aż łódka nie zniknęła mi z widoku, co pozwoliło mi przypuścić, że i ja nie jestem wi-