Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

stanowczo, że nie uda się już nikomu wziąć mnie przemocą. Człowiek myśli i... tak jest zamyślony, że staje się wtedy coś wręcz przeciwnego temu, co mu się wydaje logicznie i konsekwentnie pomyślanem.
Chętnie pojechałbym galopem, ale nie pozwalały mi na to liczne wyschłe kanały, doły i zwykłe wklęsłości gruntu, które musiałem przebywać. Mimo to posuwałem się szybko naprzód, tak, że po trzech kwadransach przeciąłem szlak karawanowy do Kerbeli. Potem minąłem Tahmazję, następnie Tell Markeh, i nareszcie, zawinąłem do Birs Nimrud.
Tutaj musiałem znowu szukać miejsca dla ukrycia koni. Wczorajsze schronienie, gdzie odkryliśmy ślady jeżów, byłoby odpowiednie, gdyby nie było znane naszej eskorcie. Kiedy nad ranem wraz z żołnierzami jechaliśmy do Hilleh, zwróciłem szczególną uwagę, wprawdzie bez wszelkiej myśli, na pewną część ruiny, którą mijaliśmy zbliska, i teraz przypomniałem sobie zwalisko muru, które wydało mi się przydatnem do mego celu. Pojechałem więc w tym kierunku i po chwili byłem na miejscu.
Zsiadłem z konia i zbadałem placówkę; nie omyliłem się: odpowiadała mojemy zadaniu. Umie