Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

Jasnem jest, że nie był to Halef, który ze mną mówił. Gdybym teraz sam się tego nie domyślał, byłoby mi to pokazanie ad oculos, gdyż odnośny osobnik zjawił się nagle, przyglądając mi się tak uważnie, że stwierdziłem odrazu, iż jest przydzielony do mnie, jako dozorca. Miał małą zgrabną postać i nosił ubranie Halefa, co było dla mnie usprawiedliwieniem, że w ciemności wziąłem go za mego przyjaciela. Widząc, że oczy moje są otwarte i skierowane na niego, skrzywił twarz w złośliwym uśmiechu, skinął do mnie i rzekł:
— Chwała Allahowi, żeś się nareszcie obudził! Cios, jakiśmy ci zadali, był za mocno wymierzony. Wy, chrześcijańskie psy, zdajecie się mieć żelazne gnaty, bo każdemu wiernemu to uderzenie byłoby otworzyło bramy do raju. Nieprawda, sprytnie się urządziliśmy?
Nie otrzymawszy na to odpowiedzi, ciągnął dalej:
— Wy sami nazywacie się znakomitymi ludźmi, więc nie powinniście się dziwić, że znamy wasze osobliwości. Jak tylko twój towarzysz został sprowadzony, Sefir powiedział odrazu, że nie zostawisz go w nieszczęściu, lecz przybędziesz, chcąc go uwolnić. Że jestem tego samego wzro