Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

cijaninem, Jeżeli już raz się splugawiłeś, jednać minuta więcej nie stanowi!
Po chwili usłyszałem, jak odsuwano rygiel oraz — szczęk żelaznej sztaby. Otwarto kraty z mocnych plecionych drutów, którą znałem z relacji bimbasziego, i wepchnięto mnie do izby num er pięć. Ledwie wtargnęliśmy, rozległ się głos:
— Nareszcie, nareszcie przybywacie mnie uwolnić. Nie mogę już dłużej wytrzymać w tych więzach i w tej ciemności!
— Wytrzymasz dłużej, — odparł, śmiejąc się Sefir. — Tak miłych gości nie puszcza się tak prędko!
— Ależ zrobiłem wszystko, czego żądaliście! Dotrzymajcie słowa i puśćcie mnie na wolność!
— Uspokój się, kochanku... jeszcześmy z tobą nie gotowi!
— Czego jeszcze chcecie?
— Dałeś nam tylko jeden okup. Żądamy więcej!
— Tylko jeden? Toć tyle żądaliście; to bardzo dużo! Suma, jaką wam podpisałem stanowi cały prawie mój majątek!
— Właśnie dlatego nie jesteśmy z tobą gotowi. Chcemy twój całkowity majątek, a nie prawie cały!
— Allah kerihm — zmiłuj się Boże! Co wam