temu, że nie było u niego złego zamiaru? Spodziewałem się, że mu to wykażę.
Kosze się zesunęły i leżały na ziemi w bezpośredniem pobliżu resztek swej zawartości. Pociągnąłem czcigodnego sir as szpicrutą po drzemiącem sumieniu tak, że skoczył w bok zupełnie stropiony i spojrzał na mnie pełnym wyrzutu, pytającym wzrokiem, kręcąc przytem uszyma, jak wiatrak skrzydłami. Odwiązałem go potem i odprowadziłem na bok, aby go tam lepiej przywiązać.
Tak uratowałem przynajmniej resztę pieczywa. Teraz narzucało się oczywiście pytanie, czy muł sam opuścił domowe ognisko, czy też w towarzystwie. Miałem chęć nieprzepartą przychylić się do tego drugiego przypuszczenia i tak zrobiłem.
Teraz dalsze pytanie: Czy dotycząca osoba była jeźdźcem, czy piechurem; oczywiście z uwzględnieniem tego, że mogła być rodzaju żeńskiego.
Ani na siodle, ani nigdzie nie było znaku, na podstawie którego możnaby to pytanie rozstrzygnąć. Jedno tylko było pewnem. Jeżeli ktoś jechał na mule, to go bydlę zrzuciło. Gdzie mógł się więc teraz znajdować?
Należało wrócić i śladów jakich poszukać. Uczyniłem to niezwłocznie. Przedtem nie uważałem, ale teraz widziałem dokładnie ślady mego konia i muła. Te drugie prowadziły w prawo ku kolczastemu krzakowi, z którego wówczas jeszcze, kiedy sahaf był przy mnie, doleciał przygłuszony okrzyk.
Teraz usłyszałem go znowu. Brzmiał, jak to już powiedziałem, podobnie do okrzyku człowieka zamurowanego. Poskoczyłem ku gąszczowi z krzaków ożyn i malin. Zdawało się, że jest nieprzebyty.
— Jardym, jardym, imdad — pomocy, pomocy, pomocy! — usłyszałem teraz całkiem dokładnie.
— Kto tam? — spytałem.
— Czileka, Czileka! — odezwało się.
Był to głos kobiecy. Imię, oznaczające „poziomka“, świadczyło także, że szło o istotę żeńskiego rodzaju.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/102
Ta strona została skorygowana.
— 90 —