Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/104

Ta strona została skorygowana.
—   92   —

— Co tu się stało? — spytałem.
— Hasza! Geri czek! Jaszmak-ym, jaszmak-ym — Boże ratuj! Idź precz! Moja zasłona, moja zasłona!
Wołała o pomoc, a jednak odpędzała mnie, bo nie miała zasłony na twarzy. Rozglądnąwszy się lepiej, ujrzałem strzępy zasłony, pozaczepiane na kolcach.
— Burada; al mendil-im — masz; weź moją chustkę! — zawołałem.
Wyjąłem ją z kieszeni, obciążyłem kamieniem i rzuciłem nieszczęśliwej.
— Czewir, bys, bityn, tamam bityn — odwróć się, ale całkiem, zupełnie!
Zrobiłem, jak sobie życzyła.
— Tekrar etrafynda — obróć się napowrót! — wezwała mię po chwili.
Odwróciwszy się, ujrzałem twarz jej zasłoniętą, choć całkiem niepotrzebnie, bo już przedtem widziałem dość kładnie jej ciemnoczerwone oblicze z torebkowatymi policzkami.
Gdyby była mężczyzną i wystąpiła na jakiej uroczystości gimnastycznej, pobiłaby przez samo pojawienie się wszystkich współzawodników, przynajmniej co się tyczy zażywności. Ponieważ była to dama, a ja chcę uchodzić za „genteel“, przeto nie podaję dokładniejszego opisu osoby.
Mieszkaniec Wschodu mierzy piękność żony wedle formuły: promień razy promień razy 3·14, pomnożony przez kwadrat średnicy, równa się w milimetrach pierwiastkowi sześciennemu stopnia piękności. Odpowiednio do tej teoryi zawierało wgłębienie, otoczone cierniami, skarb olbrzymiej wartości.
Czileka miała na sobie niebieski płaszcz z krótkimi rękawami, który nieco ucierpiał od kolców. Krótkość tych rękawów odsłaniała dwie przeraźliwie czerwone rękawiczki, doskonałej roboty, gdyż przylegały do ręki bez najmniejszego fałdu.
Nie wiem, jak udało się właścicielce rękąwiczek zrobić dziurkę w chustce. Przez ten monokl przypa-