wdzie, że kupisz dywany, ale przypuszczałem, że znasz kogoś, co byłby gotów skorzystać z tak pomyślnego targu.
— W takim razie domysł twój nie był niesłuszny.
— Czy znasz kogo takiego?
— Znam.
— I może zapłacić gotówką?
— Takie interesa robi się przeważnie na kredyt.
— Ja nie. Dobry towar, tani, ale gotówka. Wtedy obaj zadowoleni, kupujący i sprzedający.
— No, ten może zapłacić.
— To mię cieszy. Kto on?
— Rusznikarz.
— O joj!
— Czemu się dziwisz?
— Rusznikarz kupi taką masę dywanów?
— On już to zrobi. Jest zarazem właścicielem kawiarni i rozumie się na odsprzedaży towarów.
— Gdzie mieszka?
— W Ismilan.
— To niewygodnie dla mnie, bo daleko.
— Nie szkodzi. On przyjdzie do mnie dziś, albo jutro.
— Nie mogę czekać do jutra.
— Dlaczego?
— Łatwo się domyślić!
— Nie, zupełnie nie.
— Jeśli taki towar sprzedaję tak tanio, to z pewnością jest coś na tem.
— Hm! Zapewne...
— Muszę sprzedać co prędzej, bo może przepaść
— Czy wpadli na trop?
Zmrużył przytem oczy, łysnął niemi ku mnie znacząco i wykonał rękoma ruch, mający oznaczać przytrzymanie lub aresztowanie.
— Nie, to nie. Nikt nie wie dotąd o moim zamiarze, ale towar znajduje się w miejscu bardzo niepewnem.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/137
Ta strona została skorygowana.
— 123 —