Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/146

Ta strona została skorygowana.
—   132   —

— Oświadczą mu to.
— Dobrze! Chciałeś mu córką dać za żonę?
— Tak.
— Straci więc narzeczonego. Poszukaj dla niej innego!
Zastanowił się. Spojrzał badawczo na obie kobiety, a potem na mnie i spytał:
— Czy mówiliście ze sobą, zanim przyszedłem?
— Tak — odrzekłem zgodnie z prawdą.
— Czy uważasz, że powinienem wydać ją za sahafa Alego?
— Tak, radzą ci to w każdym razie.
— Wallahi! Więc wyście o nim mówiły?
— Tak, a ja nawet z nim samym już mówiłem To prawy człowiek, a nie zbrodniarz, jak Mosklan. On uszczęśliwi twą córką. Nie mam czasu na tracenie słów wielu. Powiadam ci zatem, co następuje: Wyjdę teraz na kilka minut, a ty możesz tymczasem pogadać z żoną i córką. Gdy wrócę, a ty powiesz, że godzisz się na sahafa, pojadą natychmiast do niego, aby go tu sprowadzić. Dasz mu potem swój podpis i wszystko będzie dobrze. Jeśli jednak będziesz się wzbraniał, pójdą zaraz do kiaji i ciebie z sobą zabiorą.
Pot mu wystąpił na czoło, a jednak wydało mi się, że teraz o wiele był spokojniejszy niż przedtem. Żona i córka rzuciły się doń z prośbami, ale on odsunął je od siebie i zapytał, zwracając się do mnie:
— Chcesz więc sprowadzić sahafa?
— Tak.
— I chcesz pojechać do niego do Kabacz?
— Naturalnie, skoro go chcę sprowadzić!
— A jeśli mu dam swój podpis, czy bądziesz milczał o wszystkiem?
— Jak grób!
— O Szucie i o handlarzu koni?
— Tak.
— O dywanach także nic nie wspomnisz?
— Tylko jednemu.