— Komu?
— Sahafowi; on potem zrobi, co zechce.
— On będzie milczał, jeśli mu dam córkę. Powiedz, kiedy pojedziesz do Kabacz?
— Skoro się tylko zdecydujesz. Nie mam czasu. Daję ci więc kilka minut. Namyśl się nad całą sprawą!
Wyszedłem do konia. Usłyszałem, wychodząc z izby, że matka i córka uderzyły nań natychmiast prośbami, i byłem pewny mej sprawy. Nie pozostawało mu zdaniem mojem nic innego, jak zgodzić się i cieszyłem się już na myśl, że w tak krótkim czasie przyniosę sahafowi tak pocieszającą wiadomość.
Zadawałem sobie wprawdzie pytanie, czy nie należałoby donieść władzy, były jednak z drugiej strony dostateczne powody, aby tego zaniechać. Nie wiedziałem rzeczywiście dotychczas, czy dywany są istotnie przemycone. Może miało się to stać dopiero na serbskiej granicy. Uważałem zresztą sahafa za człowieka prawego i spodziewałem się, że on postąpi wedle swego sumienia, gdy mu o wszystkiem opowiem.
Odszedłem trochę od domu. Wydało mi się, że słyszę jakieś wołanie. Odwróciwszy się, ujrzałem, że pomocnik udał się ku jednemu z otworów okiennych i że z nim tam piekarz rozmawiał.
Co mnie to obchodziło? Miał mu pewnie dać jakieś polecenie w interesie. W kilka minut potem usłyszałem tętent. Nie widziałem jeźdźca i ani mi przez myśl nie przeszło podejrzewać cośkolwiek. Niestety czekało mnie doświadczenie, że byłem niedość ostrożny. Piekarz wysłał pomocnika, aby mi zgotować zasadzkę. Dziewczyna nazwała tego dudka przebiegłym. Był nim też rzeczywiście. Odjechał tak, że dom był między mną a nim i że nie mogłem zauważyć jego oddalenia się.
Czekałem z kwadrans i wróciłem do izby. Żona piekarza prosiła mię, żebym użyczył mężowi jeszcze krótkiej zwłoki. Trudno mu przychodzi powziąć postanowienie, gdyż nie wie, jakie Mosklan otrzyma odszkodowanie.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/147
Ta strona została skorygowana.
— 133 —