— Onun jok nefes — nie oddycha.
— Zabusza lum — oddalmy się!
Rozkaz ten uwolnił mnie ostatecznie od obawy, że dobadają się jeszcze resztek życia. Ale czy nie byłoby lepiej, żeby zauważyli, iż nie jestem nieżywy? Nie władałem członkami, natomiast byłem w strasznem niebezpieczeństwie pochowania za życia.
Zdjął mnie strach. Uczułem, jak przeleciał mnie mróz, a potem ciepło. Zacząłem się pocić. Moi wrogowie posiadali przy ogniu i milczeli. Może zajęci byli mięsem, którego woń dochodziła aż do mnie.
Położenie moje było beznadziejne. Cios, kolbą zadany, ugodził mnie w potylicę. Nie jestem anatomem, ani fizyologiem i nie potrafię wyliczyć skutków takiego uderzenia, przypisywałem mu jednak to, że nerwy ruchowe wypowiedziały służbę. Czy podjęłyby na nowo swoją czynność i to tak prędko, jak położenie tego wymagało?
Ale gdyby się to nawet stało, czego spodziewałem się wobec tęgości budowy mego ciała, przecież niewiele było nadziei uniknięcia grożącego mi losu. Ach, gdyby moi przyjaciele znajdowali się w pobliżu! Gdyby chociaż Halef miał pojęcie o tem, w jakiem się znajdowałem niebezpieczeństwie! Tak jednak nie było.
Doznałem uczucia, o którem nie umiałbym powiedzieć, czy to była wściekłość, czy rozpacz. Może to pierwsze jest słuszne, ponieważ wierzyłem zawsze, że Bóg pomaga nawet w chwili, gdy zegar ma uderzyć ostatni raz na dwunastą godzinę. Ścisnąłem pięści i zaparłem oddech w płucach, jak gdybym się chciał dobrowolnie udusić, napiąłem wszystkie ścięgna, nad któremi tylko panowałem i... jakby mię coś potężnie szarpnęło; mogłem poruszać rękami, nogami, karkiem i dzięki Bogu powiekami.
Starałem się bardzo nie pokazać tego po sobie, ale wypróbowałem po kolei wszystkie członki ciała. Nie poszło to łatwo. Głowa była jakby rozbita. Musiałem się istotnie wysilać, aby myśleć logicznie, a w odnóżach
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/162
Ta strona została skorygowana.
— 148 —