Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/194

Ta strona została skorygowana.
—   178   —

— Tak, zgadłeś. Zegarek ten będzie wskazywał nietylko godziny, lecz i minuty. Czy widziałeś już kiedy taki zegarek?
— Biedny sahafie — pomyślałem. — Z swoją sztuką nie zaszedłeś daleko.
Głośno zaś powiedziałem:
— Tak. Przypatrz się tu mojemu zegarkowi. Wskazuje lata, miesiące, dnie, godziny, minuty i sekundy.
Wziął mi z ręki zegarek i przypatrywał się w zdumieniu tarczom.
— Panie — rzekł — czy dobrze chodzi?
— Tak, bardzo dobrze.
— Ale ja nie umiem na nim czytać.
— Bo nazwy i liczby napisane są nieznanem ci pismem. Ale możesz usłyszeć.
Puściłem w ruch sprężynę do bicia. Przy pierwszym czystym dźwięku odskoczył sahaf.
— Allah akbar! — zawołał. — Ten zegarek zrobił Allah albo dyabeł!
— O nie! Ten, kto go sporządził, był skromnym zegarmistrzem z Frankistanu. Wykonał ten zegarek jako arcydzieło, ale go nie chciał sprzedać. Po jego śmierci przeszedł zegarek w ręce jego spadkobiercy, po którego śmierci ja go dostałem.
— Czy go można otworzyć?
— Można.
— Otwórz go, otwórz, żebym zobaczył, jaki jest w środku.
— Teraz nie; dopiero w Dżnibaszlu mu się przypatrzysz. Tam będziemy mieli czas na to
— Więc chcesz zaraz odjechać?
— Tak. Przedtem jednak dotrzymam słowa i napiszę twojemu ojcu wiersz, który mu będzie pociechą w jego cierpieniach.
— Wiersz z waszej biblii?
— Tak.
— To chodź. Przeczytam mu go, a on uraduje się tem wielce.