Powróciłem do pierwszego przedziału, gdzie Ali rzekł do chorego:
— Mój ojcze, czy przypominasz sobie starego rzymskiego katolika, który napisał ci ów piękny wiersz? Zapytany dał oczyma znak potwierdzający.
— Ten effendi jest również chrześcianinem i napisze także wiersz, a ja ci go przeczytam.
Wyrwałem kartkę z notatki, napisałem i oddałem sahafowi, który przeczytał:
— Jaszar-zam jaszar-im Allaha, olar-zam olar-im Allaha, jaszar-im jagod olar-im Allaha!
To znaczy:
„Gdy żyję, żyję dla Pana; gdy umieram, umieram w Panu; dlatego czy żyję, czy umieram, należę do Pana.“
Oczy chorego zaszły wilgocią. Spojrzał na swoją rękę, którą nie mógł poruszyć.
— Effendi, on prosi, żebyś podał mu rękę — wytłumaczył syn.
Spełniłem to żądanie i otarłem paralitykowi łzy z oczu.
— Allah jest dobrotliwy, mądry i sprawiedliwy powiedziałem. — Spętał twoje członki, aby dusza tem pilniej z nim obcowała. Gdy kiedyś twój duch odlatujący spotka na moście wieczności obu aniołów, badających uczynki zmarłych, to na ich ręku ciężej zaważy twoje poddanie się w cierpieniach, niż to wszystko, w czem tu zbłądziłeś. Oby ci jasność niebieska przyświecała na drodze do wieczności!
Zamknął oczy, a na jego pomarszczonej twarzy odbiło się coś jak gdyby spokój po szczęśliwie przebytej walce duchowej. Nie otworzył też oczu, kiedy opuszczaliśmy izbę.
— Panie — rzekł sahaf — czemu nie napisałeś tego wiersza w języku, którym teraz się mówi?
— Koranu nie pisano także w nowym arabskim języku. Wiersz taki musi być ułożony w słowach, czcigodnych wiekiem. Ale dlaczego mówisz teraz do mnie inaczej niż przedtem?
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/195
Ta strona została skorygowana.
— 179 —