Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/199

Ta strona została skorygowana.
—   183   —

gniótł się trochę. Dalej znajdowały się tam dwa drogocenne czapraki, przypuszczam, że dla ciebie i dla mnie. Następnie znalazłem wielką ilość jedwabnych chustek, bardzo pięknych i nadających się do ozdobienia głowy. Jakże chętnie byłbym wziął jedną dla mojej Hanneh! Teraz to już dla niej przepadło. Ia szema’dan el mahabe, ia szems el amel, ia warde el benat — o świeczniku miłości, o słońce nadziei, o różo cór!
I tak wyładowała się nagle jego miłość dla zacnej Hanneh! Usiłowałem go pocieszyć:
— Nie narzekaj, hadżi! Strata placka, czapraków i chustek była już w księdze zapisana. Możesz jeszcze gdzieindziej dostać jedwabnych chustek, a ja już postaram się o to, żebyś nie wrócił z próżnemi rękoma do tej najpiękniejszej z cór ziemi!
— Oby Allah to sprawił! Cieszę się, że uratowałem przynajmniej sakiewkę.
— Jaką sakiewkę?
— Rozwiązawszy toboły, znalazłem sakiewkę z kociej skóry, związaną sznurkiem i zapieczętowaną; była tak ciężka, że musiałem się domyśleć w niej pieniędzy.
— A więc schowałeś ją?
— Tak, mam ją w kieszeni. Przywieszony jest do niej pasek pergaminowy, a na nim słowa: „Dostima hadżi Kara Ben Nemzi effendi.“ Przeznaczona zatem dla ciebie; oto masz ją!
Wydobył sakiewkę z kieszeni i oddał. Zważyłem ją w ręce. Tak, tam były pieniądze. „Dostima“ oznacza: „do mego przyjaciela.“ Szło więc o dar przyjacielski. Dla mnie? Pieniądze? Może pieniądze na podróż? Hm! Schowałem sakiewkę do kieszeni.
— Otworzymy ją później. W każdym razie rozumnie postąpiłeś, zabierając ją. Teraz musimy o czem innem pomówić, bo ujechaliśmy już z pół drogi. No, jakże mógł wam uciec ten kawas?
— Było ciemno. Zsiedliśmy przed pewnym domem, obok którego znajdowała się studnia z łańcuchem, aby napoić konie. Kawas czerpał wodę. Wszedłem do domu,