Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/215

Ta strona została skorygowana.
—   199   —

Prawie równocześnie powalił go także Halef na ziemię, a Osko związał mu ręce. Mosklan nie stawiał prawie żadnego oporu. Trzymał ręce na twarzy i wydawał charczące wycie. Uderzenie kolby strzaskało mu wszystkie przednie zęby, a może i całą szczękę.
Ale jeszcze ktoś krzyczał z boleści, albo raczej wrzeszczał, jak gdyby tkwił na palu; to gruby farbiarz.
W chwili, gdy Mosklan strzelił, a ja górną połową ciała w bok się rzuciłem, poruszył grubas pod wpływem chwilowego strachu mimowolnie ręką, przyczem ręka dostała się na linię strzału, a kula ugodziła go w mały palec.
— Parmak-im, el-im, fakir-im, widżud-im, ten-im, — mój palec, moja ręka, moje ramię, mój brzuch, moje ciało! — ryczał. — Bulmisz um, beni-wurdi, beni, beni — jestem trafiony, on mnie zastrzelił, mnie, mnie!
Przy tem mimo ciężaru ciała skakał jak szalony tam i nazad.
— Pokaż! — rozkazałem mu.
— Tu, tu, tu cieknie krew, tędy życie wypływa! Nie żyję, jestem trup!
Zobaczyłem, że kula lekko tylko drasnęła go w palec, wyrywając trochę skóry i mięśnia.
— Milczże! — powiedziałem. — To nie jest rana! To nie boli; ty to czujesz zaledwie!
— Co? Nie czuję? — spytał zdumiony.
Przypatrzył się dokładniej palcowi, nadsłuchiwał, czy go boli naprawdę i powiedział:
— Allah łaskaw! Tym razem uniknąłem jeszcze śmierci szczęśliwie, ale jeszcze odrobinę na prawo i byłoby już po mnie!
— Tak, dwie stopy dalej na prawo!
— Tylko dwie stopy? Efendi, kula miała ciebie dosięgnąć! Czemu tak prędko odsunąłeś głowę?
— Aby nie dać się trafić.
— Ale za to mnie potem trafił! Ten nędznik byłby mnie życia pozbawił! Ja przyrzekłem mu córkę, a on do mnie strzela! Czyż nie mógł lepiej wymierzyć? Między