kiedy nasunęła mi się myśl, że byłbym zapomniał o rzeczy bardzo potrzebnej.
— Czy znasz Ismilan? — spytałem.
— Tak.
— A zatem znasz pewnie szwagra kiaji, o którym twierdzisz, że jego siostra jest żoną Skipetara.
— Tak, znam go.
— Czem on jest?
— On jest siladżim[1] i ma zarazem kawehane[2], gdzie wywieszone są na sprzedaż jego wyroby.
— Gdzie mieszka?
— Na drodze, wiodącej do wsi Czatak.
— Dziękuję ci! Ale teraz milcz i ty tak, jak ja będę milczał.
Wróciłem teraz do środka. Po minach kiaji i stróża nocnego nie widziałem, czy odgadli, że oddalenie się moje miało wrogą względem nich przyczynę. Halef cofnął się zaraz.
— No, a teraz — podjąłem przerwaną rozmowę — chętnie dowiedziałbym się, czego chciał od ciebie ten były poborca z Uskub.
— Pytał o drogę — odrzekł kiaja.
— Dokąd?
— Do Sofali.
Sofala leżała wprost na południe, gdy tymczasem ja byłem pewien, że pojechali dalej na zachód. Ten zacny kiaja chciał mię zatem sprowadzić z drogi właściwej. Nie okazałem oczywiście tego, że nie wierzę jego słowom i powiedziałem:
— Prawda, że Manach el Barsza przybył z Edrench?
— Tak.
— Jechał zatem przez Samankę, Czingerli i Ortakioj wprost na zachód, a stąd zboczył nagle na południe. Jeżeli chciał się udać do Sofali, to mógł zdążać odrazu na Tartar, Ada, Szahandża, Demotika i Mandra