na południe. Dlaczego więc z powodu tego kąta nałożył sobie drogi o szesnaście godzin jazdy konnej?
— Nie pytałem go o to.
— A ja tego pojąć nie mogę.
— Boi się pokazywać. Chcą go schwytać. Może starał się cabtię[1] z drogi sprowadzić.
— To możliwe.
— Czy ty także go szukasz i zamierzasz pojmać?
— Tak.
— W takim razie musisz się udać w tym kierunku, który ja ci podam.
— To bardzo dobrze, że mi to powiedziałeś. Czy w tym południowym kierunku nie mieszka jaki twój krewny, albo znajomy, do którego mógłbym się zwrócić w razie potrzeby?
— Nie.
— Przecież masz krewnych.
— Nie.
— Nie masz rodziców?
— Nie.
— Ani brata lub siostry?
— Także nie.
Było to kłamstwo oczywiste, a stróż nocny nie miał widocznie zamiaru wyjawić mi prawdy, chociaż znał stosunki naczelnika. Obaj ci ludzie uważali mnie za wysokiego dygnitarza, a jednak oszukiwali. Jako obcy, zdany zupełnie na siebie samego, pozbawiony byłem wszelkiej władzy przeciwko tym ludziom. Mogłem użyć jedynie podstępu, a w tym wypadku polegał on tylko na tem, że udałem, jakobym wierzył jego słowom. Wydobyłem z kieszeni notatkę i zacząłem przewracać kartki, udając najpierw, że czegoś szukam, a potem jakobym znalazł. Po chwili powiedziałem:
— Tak, to słuszne: stareszyn z Bukioj, nieugięty, bezwzględny i niesprawiedliwy urzędnik. Do tego pozwoliłeś uciec zbiegom zamiast ich przytrzymać. Tobie...
- ↑ Policya.