Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/331

Ta strona została skorygowana.
—   309   —


ROZDZIAŁ VI.
Upiór.

Po wyjeździe z Menliku otoczyła nas ciemna noc. Mimo to poczuliśmy, że znajdujemy się na drodze utartej. Przed nami płynęła rzeka Struma, czyli starożytny Strymon, tocząca swe wody z Menliku na południe ku żyznej równinie miasta Seres. Jechaliśmy krajem nieznanym. Wiedziałem tylko, że muszę spieszyć do Ostromdży, zwanej także Strumnicą od rzeki, nad którą leży. Powinniśmy byli właściwie skierować się ku Petridah, lecz bałem się, że się tego domyślą i pojadą za nami. To też wkrótce zwróciłem się pod prostym kątem na północ.
— Dokąd chcesz jechać, zihdi? — zapytał Halef. — Zbaczasz z drogi!
— Mam do tego powody. Baczność! Szukam ścieżki lub drogi, wiodącej na północ ku rzece w tym samym, co ta kierunku. Chcę zmylić pościg.
— To musimy uważać, bo bardzo ciemno.
Jechaliśmy po przestrzeni, która wydawała nam się ugorem. Wkrótce zauważyłem, że jesteśmy znowu na drodze. Z lewej strony dochodziło do nas skrzypienie kół ciężkiego wozu, zaprzężonego wołami. Ruszyliśmy w tym kierunku i niebawem doścignęliśmy ten wóz. Ciągnęły go dwa wielkie bawoły, a woźnica szedł przodem. Na olbrzymiem, wysoko wygiętem jarzmie, wisiała latarnia papierowa.
— Dokąd? — zapytałem woźnicę.
— Do Lebnicy — odparł, wskazując ręką przed siebie.
Zoryentowałem się dzięki tej odpowiedzi. Ta droga prowadziła więc do Lebnicy, położonej nad rzeczką tej samej nazwy, uchodzącą do Strumy.
— A wy dokąd? — zapytał.
— Do Mikrowy.