Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/336

Ta strona została skorygowana.
—   314   —

szy lekarz. Mnie także wyszło na korzyść to zaufanie. Rih nosił maść przez trzy dni na nodze, a z ukłucia nie zostało ani śladu.
Ja i Halef spaliśmy na dworze przy koniach, Osko i Omar woleli w izbie. Na krótko przed rannym brzaskiem zbudzili nas poganiacze, którzy przypędzili mnóstwo spętanych przeważnie bawołów, sprzedanych do sahanu, bądź to z powodu wieku, bądź z powodu trudności poskromienia. O śnie już mowy nie było, pomimo że spoczywaliśmy dopiero dwie godziny.
Bawoły miano zaraz zarzynać. Chciałem zobaczyć, jaką metodą posługują się przy tem. Przeznaczonemu na rzeź zwierzęciu owijano dwa sznury dokoła rogów i wyciągano je po słupie w górę. Na belce poprzecznej stał człowiek, który dopóty walił toporem w czaszkę biednego zwierzęcia, dopóki nie zginęło. Walka ze śmiercią była okropna.
Poprosiłem, by mi pozwolili powystrzelać poświęcone śmierci zwierzęta. Na to roześmiali się rzeźnicy, Nie wierzyli, żeby kula mogła się wbić w to olbrzymie twardokościste zwierzę. Dowiodłem im czegoś wręcz przeciwnego.
Pierwszy bawół, do którego strzeliłem, stał jeszcze przez chwilę ze spuszczoną głową. Nawet koniec ogona nie drgnął. Z oczyma sztywnie we mnie utkwionemi stał na szeroko rozstawionych nogach jak figura, ulana z żelaza.
— Podać topory, topory i sznury! — krzyknął jeden z rzeźników. — Zaraz rzuci się na nas jak wściekły.
— Bądźcie spokojni! — odparłem. — Nietylko się nie rzuci, lecz padnie w tej chwili.
I tak się stało. Całkiem nagle, jak gdyby dopiero wtedy przeszyte kulą runęło potężne zwierzę na ziemię i nie poruszyło się już więcej.
Tak samo załatwiłem się i z innemi. Nie była to czynność zaszczytna, ale czułem przynajmniej wewnętrzne zadowolenie, że zwierzęta ginęły bez męki.
Dziwiło mnie, że nie pytano nas ani o „skąd“,