— Zagroziłem jej, że rodziców jej zabiję, gdyby jej na myśl przyszło mnie zdradzić.
— To wystarczy. Chodźcie wszyscy na dół do ceglarza!
Podniosłem parobka i zmusiłem go do tego, żeby szedł na dół przedemną. Tamci poszli za nami. Nikt nie rzekł ani słowa. Zacny właściciel chałupy jeszcze nie spał. Zdumiał się oczywiście bardzo, widząc nas wchodzących z jego śmiertelnymi wrogami.
— Tu — rzekłem, rzucając parobka w róg izby — tu masz upiora. Przypatrz się dobrze. Żywi się starymi cybuchami, a dla odmiany wykopuje trupy.
Poczciwiec patrzył na jednego z nas po drugim i nie mógł wymówić ani słowa. Wlastan pierwszy odzyskał mowę, wyciągnął rękę do niego i powiedział:
— Wybacz; nas oszukano!
— Skąd wyście się tu wzięli?
— Chcieliśmy tam w górze grób otworzyć. Przynieśliśmy z sobą kół poświęcany, aby go wbić w serce twej córce. Sam nie wiem, jak — jak...
Więcej już nie słyszałem. Nie uważałem się za powołanego do narzucania się na świadka mającej tu z pewnością nastąpić sceny pojednania i opuściłem izbę. Halef, Osko i Omar poszli za mną.
Mały hadżi robił rozmaite uwagi co do schwytanego upiora. Zarazem dochodziły nas głosy rozmawiających w izbie, to gniewne i groźne, prawdopodobnie w odniesieniu do upiora, to znowu spokojniejsze, a w końcu wesołe, Potem nas zawołano do środka.
— Panie — rzekł kerpiczi, płacząc z radości — wam to zawdzięczamy. Uwolniliście nas od wstydu i strapienia. Jak się mam za to odpłacić?
Żona jego podała nam także rękę szlochając, ja zaś odezwałem się:
— Sobie samym podziękujcie za tę radość. Mimo ubóstwa przyjęliście u siebie obcego. Teraz przychodzi nagroda: nie będziecie już pościć ze smutku z powodu plotek, któremi zatruwano wam życie. Gdybyś mi się
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/360
Ta strona została skorygowana.
— 338 —