Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/362

Ta strona została skorygowana.
—   340   —

wino. Niewątpliwie szła im ślinka w ustach, bo Halef szepnął do mnie:
— Zihdi, ono wygląda całkiem czerwono, gęsto i zakopane było w ziemi. To już nie wino.
— A cóż takiego?
— Krew ziemi, a to pić można.
— Naturalnie!
— Więc pozwól, że i my sobie nalejemy. Chcemy się radować razem z wami!
Nalewał sobie mnogo, mnogo razy.
Należy jeszcze wspomnieć, że o śnie ani mowy nie było. Gdy nazajutrz mieliśmy wieś już za sobą i skręciliśmy na drogę, rzekł hadżi:
— Skoro wrócę do Hanneh, najpiękniejszej z pięknych, nauczę ją robić krew z wina, gdyż kropla jego przezwycięża boleści całego świata. Allah jest wielki, a Mohammed jego prorok!


ROZDZIAŁ VII.
W konaku w Dabili.

Kraje zostające pod berłem sułtana, należą do tych, w których podróżny dowiaduje się często ku swemu utrapieniu, a nawet na swoją szkodę, że mapy, któremi musi się posługiwać, nie odpowiadają rzeczywistości.
Już od przeciętnego czytelnika map wymaga się czegoś, ale nawet taki znajdzie się w niemałym kłopocie, skoro zaufa rysunkowi, niezgodnemu z prawdą.
Tak naprzykład zaznaczona jest na wielu mapach podwójna linia, prowadząca od starożytnego sławnego Seres na północ do Demir-Hissa i Petrowicz, a stąd na północny zachód przez Ostromdżę i Istib do Kyprili i Uskub. Z tej podwójnej linii możnaby wnosić, że na tej przestrzeni wije się dobrze utrzymany gościniec. Ale jakże wygląda to w rzeczywistości!
Z gościńca w naszem słowa znaczeniu ani śladu.