Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/374

Ta strona została skorygowana.
—   352   —

— Popędziłem co prędzej do Ostromdży, do prefekta policyi, aby mu donieść o wszystkiem i poprosić o kawasów. Zgodził się na me życzenie dopiero po długich targach i zapłaceniu pięciuset piastrów. Musiałem się zobowiązać do poniesienia wszelkich kosztów pościgu i na wypadek, gdyby schwytano złodziei, do gratyfikacyi w sumie dziesięciu funtów.
— Ten czcigodny człowiek jest mądrym zarządcą własnej kieszeni. Niechaj go wam Allah zachowa jeszcze na długo!
— Niech go dyabeł porwie! — odparł gospodarz na moje błogosławieństwo. — Prorok chce sprawiedliwości na ziemi. Urzędnicy padyszacha muszą i powinni nam służyć bez żądania podarków. Jeśli nicponiowi życzysz długiego życia, nie mogę cię uważać za dobrego ucznia proroka.
— To też nim nie jestem.
— Czyś może Szyita, zwolennik sfałszowanej nauki?
Odsunął odemnie swoje krzesło.
— Nie — odrzekłem — jestem chrześcijanin.
— Chrześcijanin! To już lepiej być tym, niźli takim Szyitą, który po śmierci pójdzie prosto do piekła. Wy chrześcijanie, wierzący w Iza Ben Marryam, możecie przynajmniej dostać się także do nieba, choćby tylko do trzeciego; reszta, czwarte aż do siódmego, przeznaczone są tylko dla prawowiernych muzułmanów. Nic nie mam przeciwko wam chrześcijanom, gdyż człowiek, który mnie piwo warzyć nauczył, był także katolika. Dlatego dziwię się tem bardziej, że temu urzędnikowi życzysz długiego życia.
Przysunął się znów zwolna bliżej, ja zaś odrzekłem:
— Życzyłem mu, bo nie chciałem, żeby umarł, zanim otrzyma karę za to wymuszenie. Czy wiesz, co on przedsięweźmie?
— Tak. Wyśle wszystkich swoich kawasów w pościg za łotrami. We wszystkich miejscowościach stąd