Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/419

Ta strona została skorygowana.
—   395   —

i chciała, żeby jej napisał amulet. Dlatego, kiedy spodziewano się przybycia Mibareka, stanąłem w bramie mego podwórza. Gdy nadszedł, zawołałem go po imieniu, ale on nie odpowiedział. Zawołałem powtórnie, a gdy znowu się nie odezwał, podszedłem przez drogę ku niemu, pozdrowiłem go i powiedziałem, że żona moja potrzebuje jego pomocy. Spojrzał na mnie bardzo groźnie i zapytał, za kogo go uważam. Gdy go nazwałem wielkim świętym, wyśmiał mnie, ale nie dał żadnej odpowiedzi i wszedł na dziedziniec sąsiada. Czekałem długo, długo, ale nie pokazał się więcej. Tylko kaleka Buzra, którego nie widziałem wcale wchodzącego, wyszedł, kulejąc na swoich dwu kulach. Gdy potem wstąpiłem do sąsiada i zapytałem o świętego, odpowiedział, że go tam wcale nie było. Przysiągłbym, że w moich oczach wszedł tam, a sąsiad przysiągł, że był u niego tylko kaleka. Stary Mibarek zniknął. Cóż ty na to, effendi?
— Najpierw nic.
— Czemu najpierw?
— Aby sobie sąd słuszny wyrobić, należałoby świętego przez dłuższy czas obserwować. Ale rzecz da się może wytłumaczyć całkiem poprostu.
— Jak, effendi?
— Święty wszedł do sąsiada przodem, a opuścił dom tyłem.
— Tego nie mógł dokazać. Dziedziniec leży z przodu, a za domem niema ogrodu, ani żadnego wyjścia. Brama, którą wszedł, była jedyną drogą powrotu.
— Może się ukrył.
— Gdzież? Domek sąsiada taki mały, że nie uszedłby uwagi innych nikt, kto chciałby się tam ukryć.
— W takim razie rzecz jest istotnie wysoce tajemnicza. Nie umiem jej wytłumaczyć.
— Można wytłumaczyć, ale tylko tak, jak ja wspomniałem poprzednio. Mibarek może się robić niewidzialnym. Nie wierzysz?
Cała historya była oczywiście oszustwem, ale czy