Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/42

Ta strona została skorygowana.
—   32   —

— Może jeszcze przez całe tygodnie. A potem, gdy zsiądę z konia, przez całe dnie jeszcze statkiem i koleją.
— O, to daleko, bardzo daleko. Czy będziesz może przejeżdżał przez niebezpieczne okolice pośród złych ludzi?
— To bardzo możliwe. Muszę przebyć kraj tych, którzy „udali się w góry“,
Spojrzał najpierw w zamyśleniu przed siebie, a następnie zmierzył mnie uważnie i rzekł nareszcie:
— Effendi, oblicze ludzkie jest jako powierzchnia wody. Jedna woda jest czysta, jasna i przeźrocza, a kąpiący się chętnie powierza się jej błyszczącemu zwierciadłu. Lecz inna woda jest ciemna, gęsta i brudna. Kto ją ujrzy, przeczuwa niebezpieczeństwo i omija ją co prędzej. Jedna z nich podobna do oblicza człowieka dobrego, a druga do nieuczciwego złoczyńcy. Dusza twoja przyjazna i jasna, oko twe przeźroczyste, a w sercu twojem nie czyha niebezpieczeństwo, ni zdrada. Chciałbym ci coś powiedzieć, co rzadko kiedy mówiłem znajomemu. Wszak jesteś cudzoziemcem.
Słowa te ucieszyły mię, chociaż nie miałem pojęcia o tem, co mi miał do powiedzenia. Odrzekłem:
— Słowa twoje są słoneczne i ciepłe, jako promienie, co padają na wodę. Mów dalej!
— W którym kierunku pojedziesz z Mastanly? — Najpierw do Menliku. Tam rozstrzygnie się, w którą stronę się zwrócę. Być może, że się udam do Uskub, a potem w góry Kostendil.
— Wullak — biada ci! — wymknęło mu się.
— Czy uważasz tę drogę za tak niebezpieczną?
— Bardzo! Chcąc się z Kostendil dostać nad morze, musisz przejść przez Szar Dagh do Perzerin, a tam kryją się Skipetarzy i zbiegowie. Są ubodzy, mają tylko broń i muszą żyć z rabunku. Zabiorą ci wszystko, wszystko, co tylko posiadasz, może nawet i życie!
— Potrafię się obronić!
Potrząsnął głową i rzekł:
— Bir gendż kan war on bin kistachlik — młoda