Wyrwał harap zza pasa.
Teraz zachwiała się równowaga kawasa. Usiadł, podniósł groźnie rękę i rzekł:
— Odłóż bat! Tego nie znoszę, karle!
— Co? I karłem jestem? O, ten karzeł udowodni ci zaraz, że znosisz bat całkiem dobrze. Masz — masz — masz — masz!
Zamachnął się, a za każdem „masz“ zlatywał harap ze świstem na plecy kawasa.
Biedak siedział jeszcze przez chwilę, zdrętwiały ze zdumienia nad zuchwalstwem hadżego. Potem zerwał się nagle, ryknął z wściekłości i rzucił się z zaciśniętemi pięściami na Halefa.
Stałem podczas tego spokojnie, oparty ręką o siodło. Kawas był silnym mężczyzną, ale nie myślałem śpieszyć hadżemu na pomoc. Zbyt dobrze go znałem. Skoro już sprawa dostała się w jego ręce, a raczej pod jego harap, musiał ją sam doprowadzić do końca. Dotknęłaby go boleśnie wszelka interwencya, nawet moja. Wiedziałem zaś na pewne, że mimo nizkiego wzrostu przewyższał kawasa znacznie siłą fizyczną i zręcznością.
Ten drugi chciał się wprawdzie rzucić na niego, ale zatoczył się wstecz zaraz po pierwszym kroku. Mały przyjął go krzyżowymi ciosami tak szybkimi, że harap utworzył jakby mur, przez który nieprzyjaciel nie mógł się dostać. Razy padały nań gęsto jak grad; na plecy, łopatki, ramiona, boki, biodra i nogi. Był niemal osnuty ruchami harapa, przyczem Halef wystrzegał się uderzeń w głowę.
Im mniej kawas się bronił, tem głośniejsze było jego wycie. W reszcie doszło do tego, że stał spokojnie, przyjmując ciosy bez ruchu i rycząc przytem jak tygrys.
— Tak! — zawołał wreszcie Halef, spuszczając harap. — Masz zapłatę za dobrą radę, którą dałeś okradzionemu. Jeżeli masz jeszcze trochę mądrości w mózgu, to powiedz nam, a zapłata zaraz nastąpi. A jeśli chcesz
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/435
Ta strona została skorygowana.
— 409 —