zując na gospodarza. — To nie Arab lecz Turek, a przecież nie nazywa się tylko Selim, lecz Ibarek el konakdży, Ibarek oberżysta. Jemu ukradziono sto funtów. A co możnaby ukraść tobie, który nie posiadasz nic oprócz imienia Selim?
— Oho! — zawołał wreszcie traktowany z taką pogardą kawas. — Ja też żebrakiem nie jestem, ja mam swój urząd i...
— Urząd! Cicho bądź ze swoim urzędem! Widzieliśmy, jak twój urząd należy pojmować. Zdaje się, że polega on na ustawicznem odpoczywaniu w trawie i wykradaniu Allahowi dni i tygodni. Ale ja was napędzę do pracy, próżniaki! Pójdę do prefekta i takiego mu naleję sadła za skórę, że będzie podrygiwał palcami u rąk i nóg! Spiesz natychmiast do miasta. Jeśli się za pół godziny nie stawisz u prefekta, każę cię utopić w najgłębszej wodzie, a ponad to zastrzelić z armaty. My teraz wyruszamy. Nie myśl, że ci na żarty wydaję ten rozkaz! Przekonasz się o tem jeszcze!
Kawasowi otworzyły się usta ze zdumienia.
— Co? — wybuchnął. — Ty mi rozkazujesz? Ty?
— Tak. Czy nie słyszysz?
— Czy masz do tego prawo?
— Coza pytanie! Oczywiście, że musisz mnie słuchać. Jesteś Selim Bezimienny, a jam jest hadżi Halef Omar, Ben hadżi Abul Abbas...
— Wstrzymaj się, wstrzymaj! — przerwał mu kawas, zatykając sobie uszy rękoma. — Twoje imię to wąż tak długi, że zachodzi obawa uduszenia przez niego. Tak, idę natychmiast do miasta, ale nie dlatego, że ty mi każesz, lecz aby cię przed prefektem oskarżyć. Obiłeś sługę wielkorządcy. Za to poniesiesz karę, jaka nikogo tu jeszcze nie spotkała.
Zabrał rzeczy z ziemi i zniknął w zaroślach. Czy bał się nowego wybuchu energii hadżego, czy też dyszał istotnie zemstą za wycierpianą chłostę? Chyba jedno i drugie.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/438
Ta strona została skorygowana.
— 412 —