Pojechałem dalej. Podczas rozmowy koń trochę odsapnął i mógł teraz iść lepiej.
Chcąc się trzymać prostej linii, musiałem się przedostać przez wzgórza, które nastręczały wiele trudności. Postanowiłem zatem trzymać się, ile możności, ich podnóża.
Płynąc z płaskowyżu Tokaczyk, usiłuje rzeka Burgas dość prosto w północnym kierunku przedrzeć się do Ardy, do której zlewa swoje wody. Nad tą niewielką rzeką leży Koszikawak. Kąt rozwarty, utworzony przez Burgas i Ardę, zamyka nizinę, wznoszącą się coraz hardziej na południe i przechodzącą w płaskowyż Taszłyku. Tę to wyżynę zamierzałem ominąć.
Udało mi się to, pomimo że nie znałem okolicy, nie znalazłem właściwych dróg i przejść, a raczej przepłynąć musiałem kilka rzeczek, uchodzących do Ardy.
Słońce zapadało coraz to niżej, aż w końcu zniknęło za dalekiemi górami. Licząc jeszcze na krótki zmierzch, puściłem karego w cwał, dopóki nie przybyłem znowu nad szeroką wodę. Poniżej miejsca, na którem się zatrzymałem, prowadził most na drugą stronę rzeki.
Podjechałem tam i znalazłem się na gościńcu. Przejechawszy przez most, ujrzałem po raz pierwszy w Turcyi drogowskaz. Tworzył go wystający z ziemi odłam skały, na którym napisane były dwa słowa.
Gdybym nawet nie był świadom znaczenia, albo raczej przeznaczenia tego głazu, byłoby mię pouczyło o tem dokładnie pierwsze słowo „kylawuc“, gdyż to znaczy właśnie „drogowskaz“.
Drugie słowo brzmiało: „Derekioj“. Wiedziałem, że to znaczy wieś, ale gdzie ona leży? Drogowskaz był, i zrozumiałe na nim słowa, ale głaz był niestety spłaszczony na górze, a na tem poziomem spłaszczeniu widniały te dwa wyrazy.
Droga, którą nazwałem gościńcem, prowadziła prosto od rzeki, ale na prawo wzdłuż brzegu wiodła zu-
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/45
Ta strona została skorygowana.
— 35 —