Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/477

Ta strona została skorygowana.
—   449   —

o mnie mówiono, tem łatwiej spodziewałem się spełnić moje zadanie.
Udałem się do wnętrza domu. Było prawie tak samo urządzone jak w Dabili, tylko że zamiast plecionych ścian znajdowały się tu ceglane.
Turek wstawił się widocznie za nami, bo otrzymaliśmy najpierw wodę do obmycia się z kurzu, a następnie jedzenie wcale porządne, jeśli się uwzględni tutejsze stosunki.
Obaj szwagrowie jedli razem z nami. Serwet albo, jak się Halef wyrażał, podbródków, nie podano. Rozumie się samo przez się, że rozmowa zeszła na temat kradzieży, której bliższe szczegóły omówiliśmy dokładnie.
Przyszło mi na myśl, że zbiegłego klucznika więziennego nie widziałem dotychczas, a znałem tylko jego towarzyszy. Zapytałem więc Ibareka:
— Czy poznałbyś tych trzech złodziei, gdybyś ich ujrzał?
— Natychmiast.
— Przypatrzyłeś im się zatem dokładnie. Czy potrafisz opisać tego, który pokazywał sztuczki z kartami? Kto wie, czy go tu nie spotkamy, a ja nie widziałem go nigdy.
— O, jego bardzo łatwo można poznać po szczególnym znaku, którego niepodobna usunąć.
— Cóż to takiego?
— Ma zajęczą wargę.
— To wystarczy. Nie opisuj mi go już dalej.
— A jego szat?
— Także nie.
— Ale mnie się zdaje, że dobrzeby było wiedzieć, jak był ubrany.
— To gotowo wywołać pomyłkę. Suknie można łatwo zmienić lub zamienić. To, że ma wargę zajęczą, której się przecież ukryć nie da, zadowala mnie w zupełności.
Teraz wszedł parobek i szepnął coś do gospodarza,