Wlazłem więc całkiem, sięgnąłem ręką po obie strzelby i rozglądnąłem się.
Wkrótce powtórzył się usłyszany poprzednio łoskot. Niepokoiło to mnie tem więcej, że ogień zaczął przygasać, wydając ostry, gryzący w oczy dym. Toteż ucieszyłem się, ujrzawszy w kącie kupkę długich trzasek, używanych tam do oświetlenia.
Zapaliłem jednę trzaskę i wetknąłem ją do dziury w murze, służącej zapewne do tego celu, jak to poznałem po zczerniałem od dymu otoczeniu. Następnie zamknąłem okiennicę i przywiązałem wiszącym przy niej sznurkiem, aby się zabezpieczyć na zewnątrz.
Z drugą zapaloną trzaską w ręku zacząłem badać izbę.
Ściany z twardo ubitej ziemi otaczały izbę z trzech stron, a czwartą tworzyła zwisająca od powały aż do ziemi słomiana plecionka, w której był otwór do przechodu.
Wszedłszy poza plecionkę, ujrzałem się w mniejszym przedziale, którego podłogę stanowiły częściowo drzwi poziome, plecione z wierzbiny. Czyby tam była piwnica? W takich domach bywa to rzadkością!
Teraz znowu usłyszałem ten sam szmer. Był to szelest i łoskot, a wychodził z pod ziemi.
Wziąłem sobie jeszcze kilka trzasek i podniosłem drzwi. Mogły one u nieść człowieka, ponieważ opierały się na czterech słupach. Poświeciłem na dół. Wskutek słabego płomienia trzaski, z trudem tylko dojrzałem, iż piwnica miała głębokość wzrostu człowieka.
Schodów, ani drabiny nie było. Zaledwie zaś padło na dół światło, dało się stamtąd słyszeć całkiem wyraźne stękanie.
— Kyn aszagda — kto jest na dole? — zapytałem głośno.
Odpowiedziało podwójne stęknięcie. To brzmiało niebezpiecznie. Nie mogłem wiecznie szukać drabiny.
Wziąłem płonącą trzaskę w jednę rękę, a resztę w drugą i skoczyłem na dół.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
— 41 —