w gościnie u pewnego bogatego handlarza koni, który ich przeszło sto posiadał. Do niego przybył Manach el Barsza, aby kupić konia. Pokazano mu kilka. Jeden z nich zaziębił się i ślinił. Poborca powiedział, że to nie katar, lecz nosacizna i że zrobi doniesienie do policyi sanitarnej. Chciał wymusić na handlarzu konia za cenę milczenia. Zawołano mnie i ja powiedziałem, co to za choroba. Manach posprzeczał się ze mną i uderzył mnie nawet szpicrutą. Dałem mu za to potężnie w pysk, jak jeszcze pewnie nigdy nie dostał, bo ręka kowala, to róg i kości. Odszedł wściekły i zaskarżył mnie. On był poborcą podatkowym, a ja biednym kowalem. Dostałem dwadzieścia kijów w podeszwy i musiałem zapłacić pięćdziesiąt piastrów kary. Leżałem chory przez kilka tygodni, zanim powróciłem do domowego ogniska. Pojmujesz, że nie mogę go lubieć.
— Wyobrażam sobie!
— Dziś przybijałem koniowi podkowę. Poborca przypatrywał mi się ponuro i zapytał potem, gdy byłem gotów, czy go znam jeszcze; odpowiedziałem, że znam, bo nie przypuszczałem, że mi to zaszkodzi. On zamienił z tamtymi kilka słów, poczem wszyscy weszli do domu. Byłem sam, gdyż żona oddaliła się w pole po szpinak na obiad. Czego mogli chcieć w izbie? Zamknąłem kuźnię i wszedłem za nimi. Zaledwie jednak próg przestąpiłem, rzucili się na mnie. Była to w alka gorąca, effendi. Kowale mają twarde muskuły i silne nerwy, ale zmogli mnie przecież i skrępowali sznurami, które miałem w domu. Ryczałem z wściekłości, jak byk. Obwiązali mi głowę i zanieśli do piwnicy. Właśnie, gdy mnie wnosili, wróciła żona; spotkał ją ten sam los! Przysypali nas węglami, aby głos nie dochodził na górę i poszli precz. Nie pomyślałem wcale o Ajym, znajdującym się poza domem, gdyż byłbym go odwiązał, zanim wszedłem do domu.
— Kto to jest Ajy?
— Mój pies. Nazywa się tak, bo jest tak wielki, jak niedźwiedź. Słyszałem, jak szczekał, gdy ja krzycząc,
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/57
Ta strona została skorygowana.
— 47 —