— Dzięki Allahowi! Chciałem jutro zrobić doniesienie.
— Możesz. Zanim to jednak odniesie skutek, łotry już będą w moim ręku. Wówczas wspomnę przed sądem także o ich zbrodni dzisiejszej.
— To słusznie postąpisz, effendi. Nie powinni ujść zasłużonej kary. Kim zaś są tamci dwaj, którzy byli z poborcą?
— To długa historya, którą ci krótko opowiem.
Zaznajomiłem go, o ile to było potrzebnem, z przebiegiem zdarzeń. Słuchał uważnie, a potem rzekł:
— O, gdybym był wiedział o tem, byłbym zwabił ich do piwnicy i tam kazał psu pilnować ich aż do twojego przybycia.
— Czy nie padły przypadkiem z ich strony jakie słowa, z których możnaby wywnioskować, którą drogą zamierzali stąd dalej podążyć.
— Ani słowo; tylko, gdy mnie wiązali, słyszałem od tego, którego nazwałeś Barudem el Amazat, że chcieli mnie zrobić nieszkodliwym, żebym ich nie zdradził, gdyby ścigający ich nadjechali.
— Pomyślałem to sobie. Manach el Barsza porwał się na was nietylko z mściwości, ale także z ostrożności. Nie chcieli was zabić, chcieli tylko ukryć na jakiś czas, ponieważ poznałeś poborcę.
— A jednak bylibyśmy się podusili.
— To, dzięki Bogu, się nie stało. Jeździec, na którego czekam, udał się za nimi, lub go wysłano z doniesieniem, że jestem już znowu wolny i że pewnie ich ścigam. W ten sposób ostrzeżonoby ich, a temu ja chcę zapobiec.
— Pomogę ci, effendi! Cóż z nim zrobimy?
— Wsadzimy go najpierw do piwnicy, a następnie oddamy w ręce policyi.
— Jak go wsadzisz do piwnicy?
— Czyż nie ma nas dwu, a on jeden?
— Nie sądź, żebym się go bał. Chciałem tylko wiedzieć, czy użyjemy podstępu, czy siły.
Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
— 50 —