Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/95

Ta strona została skorygowana.
—   83   —

mówione imię zastanowiło mnie wysoce. Tak się nazywał mój piekarz!
— Boszak? Kto to taki? — spytałem.
— Jej ojciec.
— Czemuż pan nie pomówi z nim pierwej?
— Wyrzuci mnie, gdy teraz przyjdę. Jestem dla niego za ubogi, zanadto biedny.
— A czy on bogaty?
— Nie. Ale ona jest najpiękniejszem dziewczęciem w Rumili.
Podniosłem rękę ku słońcu i rzekłem:
— Dzisiaj gorąco!
— Tutaj gorąco! — odrzekł, wygrażając zaciśniętą pięścią w stronę, gdzie domyślałem się Dżnibaszlu. — Byłem u jej ojca, ale mi drzwi pokazał!
— Czy ta najpiękniejsza z Rumelii takżeby panu drzwi pokazała?
— Nie. Widujemy się wieczorem i rozmawiamy.
— Pokryjomu?
— Tak, bo nie można inaczej.
— Czem jest jej ojciec?
— Piekarzem i farbiarzem. Ona nazywa się Ikbala[1].
— Jakież to piękne imię! Życzę panu, żeby się na panu spełniło!
— To nastąpi, ponieważ jest wolą Allaha i moją. Matka jest z nami w zmowie.
— Dzięki Bogu!
— Tak. Ona czuwa nad nami, gdy się schodzimy podczas snu piekarza. Oby Allah dał jej za to długie życie i dużo wnuków! Stary zaś niech dopóty żuje czosnek i pije atrament, dopóki nie zgodzi się zostać moim teściem!

— Wówczas będzie mógł pan używać go jako kałamarza, skoro wyjdzie panu obecny zapas i trzeba będzie panu nowego do pisania amuletów. Gdzież mieszka ten wściekły ojciec uwielbianej przez pana córki?

  1. Dająca szczęście.