Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzawszy na twarz Maksymiljana, poznał odrazu po jej dziwnym wyrazie, że u cesarza był niedawno Mejia. Postanowił więc działać szybko i zatrzeć wrażenie, które wywarły na cesarzu słowa Mejii.
— Cóż mi pan przynosi? — zapytał poważnie Maksymiljan.
— Bardzo ważną wiadomość. Najjaśniejszy Panie, — rzekł generał, składając głęboki ukłon.
— Ważną? Ale z pewnością nie pocieszającą.
— Przeciwnie, nawet bardzo.
— Niestety, odzwyczaiłem się już od radosnych wieści.
— Ależ, Najjaśniejszy Panie! Wkrótce przyzwyczai się Wasza Cesarska Mość do powracającego szczęścia i będzie długo rządzić na dobro i chwałę naszego kraju. — Juarez ustąpi z Queretaro.
— Ah! — zawołał cesarz z najwyższem zdumieniem.
— Diaz ze stolicy i Puebli.
— To niepojęte!
— Juareza zmusi do tego powstanie wiernych nam wojsk.
Cesarz podszedł do generała i zapytał:
— Wybuchło powstanie? Przeciw Juarezowi?
— Tak. W wielu miejscowościach.
— Gdzie? Mów generale!
— Przedewszystkiem w Santa Jaga.
— To miasto leży o wiele bardziej na północ od Zacatecas, nieprawdaż? W takim razie powstania wybuchło na tyłach Juareza.
— Tak.

104