Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, sennor! Nie wiem, o kim pan mówi.
Przesłuchanie odbywało się w polu. Generał stał przed jeńcem z groźną miną.
— Człowieku, masz odwagę do szelmostw wszelkiego rodzaju, ale na wyznanie prawdy nie zdobędziesz się! — zawołał Velez. — Nazwałeś się Perdillo, co oznacza człowieka zgubionego, bowiem jesteś zgubiony. Demaskuję cię: przed kilkoma miesiącami sąd wojenny w Monterey skazał cię na karę śmierci przez powieszenie. Udało ci się zbiec, ale teraz — — krzyżyk!
Arrastro trząsł się i bełkotał niezrozumiałe.
— Ogłaszam wyrok — ciągnął bezlitośnie generał. — Powieście go na najpiękniejszej gałęzi!
Zarzucono sznur dokoła szyi Arrastra i pchnięta go w kierunku najbliższego drzewa, nie zwracając uwagi na biadania skazańca.
— Generale, — rzekł Kurt — może nam będzie jeszcze potrzebny. Może co wyzna, wymieni nazwiska współwinowajców i wspólników.
— To mi zupełnie obojętne! Wyroki są na to, aby je spełniać. Skończcie! Podciągnąć go wysoko! Niech świat wie, jak republikańska armja rozprawił się ze zdrajcami.
Jeden gwałtowny ruch i Arrastro znalazł się między niebem a ziemią. Ciało jego chwycił krótki, słabnący z każdą chwilą, skurcz. Potem drgawki ustały. — — —
Tego samego popołudnia powrócił do Quoretare pułkownik Lopez ze swymi czterema żołnierzami. Moż-

132